Pierwsze promienie słońca, przebijały się przez zasłonę w sypialni pewnego blondwłosego chłopaka, którego miliony dziewczyn na całym świecie nazywały chodzącym cudem. Ciągle nie mógł się przyzwyczaić do tego, że dziewczyny mdleją na jego widok. Mimo, że od tego szczęśliwego castingu minęły już ponad dwa lata, wciąż nie docierało do niego, że jest światową gwiazdą. Czasem miał wrażenie, że tylko mu do głowy nie uderzyła woda sodowa. Gdy patrzył na pozostałą czwórkę przyjaciół z zespołu, nie mógł znaleźć w nich, tych chłopaków, jakimi byli gdy się poznali. To już nie było to One Direction, co wcześniej. Dlatego starał się spędzać jak najmniej czasu w ich spólnym domu, w którym coraz częściej dochodziło do kłótni i ostatnio nawet do bójek. Znikli przyjaciele. Został sam.
Niechętnie podniósł głowę i zmrużył oczy, gdy złośliwe słońce zaczęło razić go w jego niesamowite niebieskie tarczówki. Nienawidził poranków, chyba jak każdy. Obrócił głowę w drugą stronę, w nadziei na dalszy sen. Niestety jak na złość, z parteru dochodziły dźwięki kolejnej kłótni. Po głosach poznał, że znowu Zayn ma jakieś wąty do Hazzy. Nawet nie chciał już wiedzieć, o co poszło tym razem. Ostatnio kłócili się o zużyty lakier do włosów, a kiedyś indziej Malik oskarżał Stylesa oto, że ten przystawia się do jego dziewczyny, Perrie. Podczas pierwszych kłótni, pozostali próbowali ich pogodzić, a w najgorszej sytuacji rozdzielić. Teraz jednak dali sobie spokój. Mieli tego wszystkiego dość. Niall nieraz się zastanawiał, czy gdyby kontrakt pozwalał im na odejście, czy by to zrobili. Nie miał wątpliwości co do siebie, ale zastanawiało go jakby postąpił Liam czy Lou.
Skrzywił się słysząc wrzaski z dołu. Sięgnął po poduszkę obok i zakrył nią sobą głowę w nadziei na dalszy sen. Na próżno. Krzyknął z gniewu i rzucił z siebie kadrę. Usiadł na łóżku i rozejrzał się po pokoju. Przypomniały mu się te wszystkie walki na poduszki, które się w nim działy, zanim zaczęły się kłótnie. Pamiętał, tą udawaną walkę z Liamem o ten pokój, gdy tylko wprowadzili się do mieszkania i zaklepywali pokoje. Nawet Liam, najdojrzalszy i najbardziej odpowiedzialny ze wszystkich się zmienił. Blondyn miał wrażenie, że tylko zmiana Payne była pozytywna. W końcu musiał się zmienić, gdy dowiedział się o dziecku. Zaśmiał się na wspomnienie twarzy Brytyjczyka, gdy ten dowiedział się, że zostanie ojcem. Kto by przypuszczał, że Liam i Danielle wpadną? Oczywiście wszyscy przypuszczali, że do oni jako pierwsi zostaną rodzicami, ale nie teraz, gdy ich kariera się rozkręca.
Rozejrzał się w poszukiwaniu pary trampek, w których zwykle chodził po mieszkaniu. Spojrzał pod łóżko, tam ich też nie było. Okrążył łóżko kilka razy i zaklną pod nosem.
Gdzie one są, do cholery? - Pomyślał. Najpierw pobudka, teraz to. Dzień nie zapowiadał się najlepiej.
W końcu się poddał i ruszył do kuchni. Niby niechcąco trzasną drzwiami do pokoju i ruszył w stronę schodów na parter. Gdy w drodze do kuchni, zajrzał do salonu, zdziwił go spokój jaki tam panował. Rozejrzał się i doszedł do wniosku, że wszyscy wspólnie oglądają jakiś program w telewizji śniadaniowej. Mimo ciszy i spokoju, jakie panowały w pomieszczeniu, czuło się nieswoją atmosferę. Nastała kolejna cisza przed burzą. Spojrzał na wszystkich i zauważył, że jednego z nich brakuje. Zwykle by się tym nie przejmował i pomyślał, że nadal smacznie śpi, co do niego byłoby podobne, bo chłopak, ma cholernie twardy sen i nawet koniec świata go nie obudzi. Ale przecież, słyszał jak Mulat, kłóci się o coś z Harrym.
- Gdzie Zayn? - Spytał.
- Gdzieś. - Odpowiedział mu Louis, wpatrzony w ekran telewizora, jak zahipnotyzowany.
- Jak to, gdzieś?! - Blondyn nawet nie zauważył, że podniósł głos.
- Normalnie. Wyszedł. - Odparł beznamiętnie Styles. - Co Cię obchodzi jakiś idiota?
- Ten idiota, to mój przyjaciel – Zaczął go bronić Irlandczyk – I wasz też. - Dodał.
Odpowiedziała mu głucha cisza, nie licząc głosów z telewizora i dobiegających z ulicy.
Pewna brunetka, na drugim końcu miasta, zerkała właśnie do piekarnika kuchenki. Od dziecka uwielbiała gotować i piec. Gdy była w liceum i jej rówieśniczki malowały się na domówki, ta ubierała swój ukochany fartuch i ruszała do kuchni, przygotować kolejne danie, które nie powstydziłby się, nawet największy geniusz kulinarny. Dziewczyna wciągnęła powietrze z piekarnika z niemałym uwielbieniem. Ciasto wyszło idealnie.
Niespodziewanie ktoś zapukał do jej drzwi. Brunetka chwyciła ścierkę leżącą na stole i ruszyła w kierunku drzwi, wycierając ręce z mąki o ścierkę. Zanim otworzyła drzwi, spojrzała prze judasza, kto zapragnął ją odwiedzić. Uśmiechnęła się, widząc znajomą twarz.
- Cześć. - Powitała przyjaciela uśmiechem – Zawsze wiesz kiedy przyjść, właśnie upiekłam szarlotkę.
W odpowiedzi usłyszała jedynie jego charakterystyczny śmiech. Wpuściła go do mieszkanie, po czym z powrotem zamknęła zamek w drzwiach. Spojrzała na przyjaciela, który ściągał właśnie płaszcz. Wspólnie ruszyli w kierunku kuchni, z której wydobywał się prze smakowity zapach świeżo upieczonego ciasta. Claudia rozejrzała się po pomieszczeniu w poszukiwaniu rękawicy kuchennej, gdy ją już dostrzegła podeszła do kuchenki i otworzyła drzwiczki. Z środka urządzenia wybuchła para gorącego powietrza zmieszana z przepięknym zapachem gotowego ciasta. Sięgnęła po blaszkę, dłonią na której miała ubraną rękawice. Nie wiedzieć czemu, już w chwili dotknięcia poczuła ból w palcach. Syknęła i błyskawicznie cofnęła rękę.
- Daj, pomogę. - Usłyszała z boku, głos blondyna. Chłopak zabrał od niej rękawice i sięgnął po ciasto. Zlekceważył ból w dłoni i polecił przyjaciółce, by sama szybko włożyła rękę pod wodę.
Claudia dość niechętnie uległa naleganiu przyjaciela i nalała lodowatej wody do pustej miski, stojącej obok zlewu. W tym czasie blondyn odłożył już ciasto na stary, drewniany stół stojący na środku kuchni i wyjął z kredensu dwa talerze i nóż do krojenia ciasta.
- Uwielbiam twoją szarlotkę, wiesz? - Powiedział z pełnymi ustami ciasta, gdy już zasiedli przy stole.
- Tak, wiem. Zawsze to powtarzasz. - Dziewczyna nie jadła ciasta, wolała by jedzenie cieszyło podniebienie wiecznego głodomora, niż jej. Przecież wie, jak on bardzo lubi jej wypieki. Wciąż moczyła rękę w wodzie, mimo że ból dawno minął. Spojrzała na lewą dłoń przyjaciela, całą czerwoną. - Poparzyłeś się.
- Co? - Spytał. Zauważył spojrzenie przyjaciółki, na jego ręce. - Ah, to. No tak. - Powiedział niepewnie. - Jakoś tak wyszło. Gdzie idziesz? - Spytał, gdy brunetka zaczęła wstawać od stołu.
- Po maść na oparzenia. - Odparła.
- Daj spokój, nic mi nie będzie. - Uśmiechnął się do niej.
- Masz całą czerwoną dłoń. - Stwierdziła
- Włożę do miski z wodą, okey? - Spytał i nie czekając na odpowiedź przyjaciółki, włożył wodę do miski, w której ona też trzymała dłoń. - Jesteś strasznie nadopiekuńcza.
- Wcale nie! - Krzyknęła.
- Oj tak. - Droczył się z nią. - Ciągle się o wszystkich troszczysz i zamartwiasz. Jesteś dla nas jak matka. - Dodał po chwili. - A niektórzy z nas tego nie chcą?
- Co ty... co chcesz przez to powiedzieć? - Zaczęła się jąkać. Myślała, że po tym wszystkim co razem przeszli, że po tych wszystkich chwilach euforii i płaczu, są najlepszymi przyjaciółmi.
Była z tą piątką, gdy razem po raz pierwszy weszli do studia i zaczęli nagrywać Up All Night, była też z nimi, gdy WMYB stała się numerem jeden w UK, była też gdy Liam i Dan ogłosili, że będą mieć dziecko. Była z piątką też, gdy odpadli w finale. A teraz Niall, z którym miała ze wszystkich najlepszy kontakt, mówi jej, że oni jej nie chcą. Poczuła, jak mimowolnie, po jej policzkach zaczynają spływać łzy.
- Caroline, nie o to mi chodziło. - Zaczął ją uspokajać. Wstał i podszedł do niej. Przytulił mocno do siebie. Czasem zapominał jaka ona jest wrażliwa i delikatna, jak łatwo doprowadzić ją do płaczu. - Miałem na myśli, że ktoś chciał byś nie była dla nas jak mama... tylko jak dziewczyna. - Spojrzał w jej niesamowite oczy i nie wiedzieć czemu, tym razem nie próbował się powstrzymać. Pocałował ją.
Zakochał się w niej już dawno temu, gdyby powiedział, że to była miłość od pierwszego wejrzenia, pewnie by się nie pomylił, ale zawsze wydawało mu się, że to stwierdzenie jest żałosne. Nigdy nie był typem romantyka. Raczej twardo stawał na ziemi i nie zaprzątał sobie głowy takimi głupotami jak miłość czy romantyka. Wszystko do czasu, aż spotkał ją.
Było to jeszcze przed X-Factorem. Był akurat w odwiedzinach u swojego ulubionego kuzyna Toma. Tom, poprosił go, by wstąpił do sklepu na rogu i kupił kilka rzeczy. Pomysł na małe zakupy spodobał się Horanowi. Uwielbiał to miasto i ludzi, którzy w nim mieszkają. Gdy tylko otworzył drzwi małego sklepu spożywczego i przywitał go radosny głos, przepięknej dziewczyna za ladą, zaniemówił. Gdy płacił za zakupy, wysilił się na małą pogawędkę. Podczas wakacji i kuzyna, codziennie robił zakupy w tym sklepie i przez te dwa letnie miesiące zdążył się przełamać i zaprzyjaźnić z Caroline. Przez rok szkolny pisali do siebie listy lub dzwonili. Stali się sobie bliscy. A potem Niall, głównie za niej namową, poszedł na casting do programu i stał się gwiazdą. Jednak o niej nie zapomniał. Nie mógł i nie potrafił, zapomnieć o kimś, kogo kocha.
Słońce już dawno znikło za horyzontem, ale oni tym zbytnio się nie przejmowali. Siedzieli wtuleni w siebie na sofie w salonie, w mieszkaniu dziewczyny, wpatrzeni w siebie. Chłopak położył głowę na jej kolanach i leżał zajmując tak całą kanapę. Wpatrzony był w jej cudne oczy i co chwile podnosił się na łokciach, by móc złożyć na jej ustach kolejny pocałunek. Ona natomiast, bawiła się jego blond włosami, nie mogąc przestać się uśmiechać. Gdy dziś rano obudziła się, nie przepuszczała, że zdarzy się to, o czym śniła od dawna. Ta cała sytuacji w kuchni, była nie do przewidzenia. Zresztą jak wszystko co Irlandczyk robił.
- Już późno, powinieneś iść. - Powiedziała, gdy wreszcie oderwał swoje usta od jej warg.- Chłopcy będą się martwić.
- Wątpię. Ciągle się kłócą. - Odpowiedział smutno i sięgnął po miskę z popcornem, stojącą na stoliku do kawy. - I wiedzą przecież, że poszedłem do Ciebie. Jeżeli zaczną poszukiwania, to od twojego mieszkania.
- Czekaj. - Rozkazała. - Co powiedziałeś?
- Że jeżeli się zmartwią, to wpadną tutaj i...
- Nie, to wcześniej. - Poprosiła.
- No, kłócą się – Powiedział, a w jego głosie Caroline usłyszała wstyd. - Ciągle tylko się drą, nawet o takie głupoty, jak brak soku w lodówce. - Podniósł się na łokciach – Mam tego dość. Gdybym tylko mógł, to wyniósłbym się jak najdalej stamtąd.
- Ciekawe, gdzie byś się podział... - Lewa brew brunetki poszybowała ku górze w geście zapytania.
- Myślałem, o mieszkaniu mojej dziewczyny. - Odpowiedział, wymijająco, skradając kolejnego całusa. - Piękne, pociągającej, inteligentnej dziewczyny.
- Awww, bo się rumienie. - I rzeczywiście, jej policzki robił się czerwone jak pomidor.
- A kto powiedział, że mówiłem o tobie? - Spytał zadziornie, w odpowiedzi został zepchnięty z kolan dwudziestolatki wprost na podłogę. Nie zdążył otrząsnąć się z szoku, po upadku, gdy został obsypany gradem poduszek.
Tak więc, jest. Imagin dla @KlaudiaRusher z Niallerem. Ostatnia scena w ogóle nie pasuje, jest taka... nie pasująca. W ogóle imagin miał być o tłustym czwartku, ale podczas pisania wyszło jak wyszło. Często tak mam, że mam o czymś wspomnąć, napisać ale wychodzi tak, że nie potrafię wcisnąć ten wątek a jak już, to widać, że jest napisane na chama i nie pasuje tutaj. Według Worda, tekst zawiera 1779 wyrazów, 11028 znaków, którymi zapisałam 2 i pół kartki.
Śliczny :)
OdpowiedzUsuń